Pracownicy bronią Ukrainy. Państwo ukraińskie nie broni praw pracowniczych

Author

Małgorzata Kulbaczewska-Figat Vitaliy Dudin

Date
May 28, 2022

W cieniu wojny rząd ukraiński forsuje reformy prawa pracy, które były planowane od ponad dwóch dekad, ale z różnych powodów nigdy nie zostały wprowadzone. Nie są to reformy, o które walczyły związki zawodowe. Bardziej adekwatne byłoby określenie “kontrreformy”: ukraiński rynek pracy nie był przyjazny pracownikom na długo przed wojną, a teraz będzie jeszcze bardziej zdestabilizowany, zderegulowany i jeszcze bardziej dostosowany do oczekiwań biznesu.

W marcu ukraiński parlament przegłosował, a Wołodymyr Zełenski podpisał ustawę nr 2136 – ustawę o stosunkach pracy w warunkach stanu wojennego. Oficjalnie ustawa jest środkiem tymczasowym, mającym na celu pomoc tym firmom, które mocno ucierpiały w wyniku konfliktu i nie mogą prowadzić działalności na dotychczasową skalę.

Pomoc państwa nie polega jednak na udzielaniu dotacji, pożyczek czy przyznaniu preferencyjnych stawek podatkowych – jak było choćby w Polsce przy tzw. “tarczach” w czasie pandemii. Państwo ukraińskie zdaje się sugerować, że nie ma środków na żadne z tych działań. Zamiast tego daje przedsiębiorcom wolną rękę w wykorzystywaniu pracowników.

– Ustawa 2136 daje pracodawcy prawo do “zawieszenia umowy o pracę”. Oznacza to, że pracownik nie jest ani zwalniany, ani nie pracuje i nie zarabia. Szybkie zwolnienie zresztą również stało się możliwe. Ponadto ustawa daje pracodawcom możliwość niepłacenia za pracę, która została już wykonana. Wystarczy, że powiedzą, iż z powodu działań wojennych nie byli w stanie zapłacić w terminie. Nie ma instytucji, która mogłaby ich zmusić do zapłaty – wyjaśnia Witalij Dudin, ekspert w dziedzinie prawa pracy i przewodniczący rady organizacji społecznej Socialny Ruch, czyli Ruch Społeczny. – A to nie wszystko: pracodawca ma teraz również prawo do wypowiedzenia całego lub części układu zbiorowego, który istniał w zakładzie pracy. Nie jest potrzebne żadne uzasadnienie.

Dla Dudina wnioski są oczywiste:

w krytycznej sytuacji państwo ukraińskie uznało za priorytet interesy biznesu, a nie pracowników.

Ludzie pracy stanowią większość ukraińskiego społeczeństwa – jak w każdym kraju – ale nie mają znaczącej reprezentacji w życiu politycznym. Nazwa partii Wołodymyra Zełenskiego, Sługa Ludu, brzmi jak gorzka ironia. Nie jest to pierwszy raz, kiedy “słudzy” opowiadają się za skrajnie neoliberalną polityką, żądają większej deregulacji i nie zwracają uwagi na katastrofalną sytuację ludzi pracy.

Przed rosyjską inwazją miliony ukraińskich pracowników migrowały do krajów UE (i nie tylko), dobrze wiedząc, że nawet najbiedniejsze z nich – Bułgaria i Rumunia – oferują przeciętnie znacznie lepsze zarobki niż ich ojczyzna. W sąsiedniej Polsce, geograficznie bliskiej, doskonale połączonej drogami i koleją z Ukrainą, już w 2019 roku przebywały 2-3-miliony ukraińskich pracowników. Byli i są zatrudniani praktycznie w każdej branży. Niektórzy z nich pracowali w Polsce przez kilka miesięcy, a następnie wracali do swoich rodzin, inni byli zdecydowani zostać na stałe. Nawet jeśli Polska ma swoje poważne problemy z przestrzeganiem praw pracowniczych, to z sytuacją nad Dnieprem nie ma porównania.

– Wy w Polsce i w Europie walczycie o poprawę warunków pracy. My – o najbardziej podstawowe gwarancje – mówi mi Witalij Dudin. – Niskie płace praktycznie duszą naszą gospodarkę. W dodatku około 20-30 procent ukraińskich pracowników jest zatrudnionych na czarno.

Nawet praca w przedsiębiorstwie państwowym, w kluczowym sektorze gospodarki, nie gwarantuje stabilnego wynagrodzenia, pozwalającego na godne życie. Jak zauważa Dudin, jedną z grup zawodowych, która już przed wojną regularnie borykała się z opóźnieniami w wypłatach, są górnicy z kopalń węgla kamiennego. To właśnie ich praca, ciężka i niebezpieczna, zabezpiecza ukraiński sektor energetyczny. Jednak przed wojną państwo było im winne ponad 4 miliardy hrywien ukraińskich, czyli 136 milionów dolarów, z tytułu niewypłaconych pensji. Górnicy regularnie organizowali spontaniczne akcje protestacyjne, w tym te ryzykowne dla zdrowia – protesty pod ziemią.

Inna taka ogromna podziemna akcja protestacyjna miała miejsce w 2020 r. w Krzywym Rogu, ośrodku wydobycia żelaza o znaczeniu światowym. Grupa pracowników KZRK, dawnego państwowego zakładu, w którego skład wchodzą cztery kopalnie żelaza i kilka powiązanych z nimi fabryk, spędziła ponad miesiąc na dole w kopalniachdomagając się podwyżki płac. Przed akcją ich pensje nie sięgały nawet poziomu 1000 euro. Ich koledzy i bliscy, uczestniczący w równoległym proteście w mieście, przynieśli ze sobą transparent z napisem “Godność zaczyna się od 1000 euro”. To jasna aluzja do wydarzeń na Euromajdanie, nazywanych Rewolucją Godności – i pytanie: czy naprawdę możemy mówić o godności narodowej, jeśli ludzie dostają tak niewiele za swoją ciężką pracę?

Dla ukraińskich ustawodawców najwyraźniej nie ma w tym sprzeczności. Po wprowadzeniu ustawy 2136 zaczęli pracować nad ustawą 5371.

O ile ustawa 2136 była uważana przez wielu pracowników za trudny, ale niezbędny krok, o tyle ustawa 5371 jest po prostu prezentem dla biznesu. Nie ma nic wspólnego z trwającą wojną.

Została przygotowana dwa lata temu przez Office of Simple Solutions and Results, organizację pozarządową założoną przez Micheila Saakaszwilego, z udziałem USAID i związku pracodawców, która ma doradzać rządowi ukraińskiemu w sprawach legislacyjnych. Głównym założeniem projektu ustawy jest wprowadzenie maksymalnej elastyczności i deregulacji dla małych i średnich przedsiębiorstw (do 250 pracowników). Zgodnie z projektem, warunki pracy i płacy każdego pracownika określałaby jego indywidualna umowa o pracę. Umowa, którą pracodawca będzie mógł rozwiązać w uproszczony sposób.

– Pracodawcy będą mogli zapisać w tych umowach wszystko – mówi Witalij Dudin. – Mogą na przykład zastrzec sobie prawo do wezwania pracownika do pracy w dzień urlopu czy święta. Będą też mogli wpisać podstawy do natychmiastowego zwolnienia, a ja nie chcę sobie wyobrażać, czym to się skończy. Nieprzyjazny wyraz twarzy jako podstawa do wyrzucenia z pracy? Naruszenie dress-code’u? Czemu nie, z ustawą 5371 wszystko jest możliwe.

Ekspert ds. prawa pracy spodziewa się, że duże firmy będą sztucznie dzielone na mniejsze, 250-osobowe podmioty, tak aby maksymalną elastyczność mogli stosować nawet najwięksi i najsilniejsi pracodawcy. Nie ma on wątpliwości, że ukraiński biznes wykorzystuje każdą okazję, by wzmocnić swoją pozycję. – Tymi ustawami niszczy się równowagę między pracodawcami a ludźmi pracy – podsumowuje, dodając, że przed wojną też jej nie było. Nie tylko z powodu samej logiki kapitalistycznych relacji praca-kapitał, w których ludzie pracy są zawsze stroną słabszą. Także dlatego, że na Ukrainie nie ma instytucji państwowej zajmującej się w szczególności obroną praw pracowniczych. Kwestie rynku pracy leżą w gestii Ministerstwa Gospodarki, a to samo ministerstwo ma być rzecznikiem rozwoju przedsiębiorczości i praw pracodawców. – Jest to rażący konflikt interesów, który dziś rozstrzygany jest zdecydowanie na korzyść biznesu – komentuje Dudin.

Socjalny Ruch stworzył czarną listę ukraińskich pracodawców, którzy już skorzystali z opcji zawartych w projekcie ustawy 2136: zawiesili umowy o pracę, zwolnili pracowników lub zrezygnowali z części układu zbiorowego. Wśród nich znajduje się ArcelorMittal Krzywy Róg, kolejny międzynarodowy gigant z branży hutniczej. Aktywiści sporządzają czarną listę, korzystając z informacji publikowanych w mediach i/lub pochodzących od samych pracowników. Są praktycznie pewni, że jest niekompletna.

Według autorów projektu ustawy 5371, celem ustawy jest “odbiurokratyzowanie” i, oczywiście, “desowietyzacja” rzekomo przestarzałego ukraińskiego kodeksu pracy. Większa elastyczność oznacza większą swobodę dla biznesu, czyli sukces gospodarczy dla wszystkich – powtarzają neoliberalni mantrę. Pracownicy, których interesy są poświęcane dla dobra biznesu, nazwaliby to raczej czystą niesprawiedliwością. – Gdy wojna się skończy, ludzie znów zaczną migrować. Nie będą chcieli pracować w takich warunkach – prognozuje Dudin. – Z drugiej strony, nasze związki zawodowe nigdy wcześniej nie były tak chętne, by uczyć się nowych metod organizacji od naszych zachodnich przyjaciół i kolegów. Zaczynamy rozumieć, że tu, na Ukrainie, musi nastąpić odrodzenie ruchu robotniczego. Musimy być silniejsi. Związki zawodowe są przecież wciąż największą organizacją masową w kraju. Mają swój udział w wielkim wysiłku narodu ukraińskiego, pomagają ofiarom wojny, zbierają pomoc humanitarną, otwierają swoje ośrodki dla uchodźców. Teraz mają poczucie, że robią wszystko, co w ich mocy, a w “nagrodę” dostają antypracowniczą i antyzwiązkową ustawę.

Związki zawodowe nie mogą teraz organizować protestów ulicznych ani strajków – to również zostało uwzględnione w projekcie ustawy 2136. Aby powstrzymać projekt ustawy 5371, publikują odezwy do ukraińskich ustawodawców, wskazując, że ustawa ta może przeszkodzić w realizacji europejskich ambicji państwa. Przecież Europa, nawet po wprowadzeniu kontrreform w różnych krajach dotkniętych myśleniem neoliberalnym, nie jest nadal nawet nie zbliżyła się do takiej deregulacji stosunków pracy, za którą opowiadają się ukraińscy politycy.

Projekt ustawy 5371 jest sprzeczny z Kartą Praw Podstawowych Unii Europejskiej, nie mówiąc już o konwencjach Międzynarodowej Organizacji Pracy.

Czy tego rodzaju argumentacja uchroni ukraińskich pracowników przed dalszą degradacją? Przekonamy się już wkrótce, gdyż większość parlamentarna naciska na jak najszybsze przegłosowanie projektu ustawy 5371. Witalij Dudin nie ma wątpliwości, gdy pytam, jakie zmiany należałoby przegłosować w zamian. – Pracownicy muszą mieć prawo do przerwania pracy, gdy firma jest im winna zaległe wynagrodzenie. Potrzebna jest też ochrona przed dyskryminacją, mobbingiem, lepsza ochrona działaczy związków zawodowych. Co więcej, ukraińskie prawo zezwala związkom na udział w zarządzaniu przedsiębiorstwem. Zapomnieliśmy o tym i powinniśmy walczyć, aby ten przepis został był stosowany w praktyce. Co do zasady nie jestem przeciwny wspieraniu przedsiębiorstw przez państwo. I owszem, są firmy, które rzeczywiście zostały zniszczone w czasie wojny i bez pomocy nie mogą dalej funkcjonować. Chciałbym jednak, aby ta pomoc nie polegała na poniżaniu pracowników i aby trafiała do firm, które dają dobry przykład standardów pracy.