Bilous: Jestem ukraińskim socjalistą. Dlaczego walczę z rosyjską inwazją?

To nie Joe Biden i nawet nie Wołodymyr Zełenski postanowili, że Ukraina będzie walczyć z rosyjską inwazją. Tę decyzję podjęli Ukraińcy, gdy w pierwszych dniach wojny stanęli w kolejce po broń. Lekceważenie opinii Ukraińców jest najbardziej uderzającą cechą lewicowych dyskusji o tej wojnie.

Piszę ten tekst w Ukrainie, gdzie służę w siłach obrony terytorialnej. Jeszcze rok temu nie mogłem sobie tego wyobrazić. Jednak chaos wojny wywrócił moje życie do góry nogami, podobnie jak życie milionów innych Ukraińców.

W ciągu ostatnich czterech miesięcy spotykałem ludzi, którzy do 24 lutego nawet nie myśleli o tym, że mogliby chwycić za broń. Dopiero rosyjska inwazja zmusiła ich do rzucenia wszystkiego i pójścia na front, żeby bronić swoich rodzin. Często krytykujemy działania ukraińskich władz i sposób organizacji obrony. Jednak ta krytyka nie kwestionuje konieczności oporu. Wszyscy doskonale rozumiemy, dlaczego i o co walczymy.

Jednocześnie śledzę dyskusje międzynarodowej lewicy o wojnie rosyjsko-ukraińskiej i staram się w nich uczestniczyć. Zostaje mi po nich przede wszystkim zmęczenie i rozczarowanie. Zbyt wiele czasu tracimy na obalanie jawnie fałszywej rosyjskiej propagandy, zbyt wiele czasu poświęcamy na wyjaśnianie, dlaczego Moskwa nie miała „uzasadnionego poczucia zagrożenia”, które miałoby usprawiedliwić wojnę. Zbyt dużo wysiłku wkładamy w wyjaśnianie wagi suwerenności Ukrainy. Czas, żeby wszyscy na lewicy to zrozumieli.

Wydaje się, że najbardziej uderzające w debacie o wojnie rosyjsko-ukraińskiej jest lekceważenie opinii Ukraińców. W niektórych lewicowych dyskusjach Ukraińcy są nadal przedstawiani albo jako bierne ofiary, których należy żałować, albo jako naziści, których należy potępiać. Jednak skrajna prawica jest wyraźną mniejszością ukraińskiego ruchu oporu, podczas gdy absolutna większość Ukraińców popiera ruch oporu i nie chce być biernymi ofiarami.

Negocjacje

Obok apeli o ustępstwa terytorialne pojawiają się też niejasne sugestie przystąpienia do negocjacji i dyplomatycznego rozwiązania konfliktu. Co konkretnie miałoby to oznaczać? Negocjacje między Ukrainą a Rosją trwały kilka miesięcy od rozpoczęcia inwazji, ale nie powstrzymały wojny. Wcześniej przez ponad siedem lat trwały negocjacje w sprawie Donbasu prowadzone z udziałem Francji i Niemiec, jednak mimo podpisanych porozumień i zawieszenia broni konflikt nigdy nie został rozwiązany. Z drugiej strony, w wojnie między państwami nawet warunki kapitulacji są zwykle omawiane przy stole negocjacyjnym.

Wezwanie do dyplomacji samo w sobie nic nie znaczy, dopóki nie mówimy o stanowiskach negocjacyjnych, o konkretnych ustępstwach i o gotowości stron do przestrzegania podpisanego porozumienia. Zależą one bezpośrednio od przebiegu działań wojennych, a to z kolei zależy od skali międzynarodowej pomocy wojskowej, która może przyspieszyć zawarcie sprawiedliwego pokoju.

Działania na okupowanych terytoriach południowej części Ukrainy wskazują, że Rosjanie próbują zdobyć na tych terytoriach przyczółek, który otworzy Rosji drogę lądową na Krym. Kreml wykorzystuje zrabowane na południu Ukrainy zboże do wspierania zależnego od niego reżimu Asada, a jednocześnie szantażuje cały świat głodem na Bliskim Wschodzie i w Afryce, blokując ukraińskie porty. Umowa o odblokowaniu eksportu ukraińskiego zboża podpisana 22 lipca w Stambule została złamana przez Rosję dzień po jej podpisaniu, atakiem rakietowym na morski port handlowy w Odessie.

Tymczasem wysoko postawieni rosyjscy politycy, jak były prezydent i wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew czy szef Roskosmosu Dmitrij Rogozin, nadal piszą, że Ukraina musi zostać zniszczona. Nie ma więc podstaw, by sądzić, że Rosja zaprzestanie ekspansji terytorialnej, nawet jeśli w pewnym momencie podpisanie tymczasowego rozejmu będzie dla Kremla korzystne.

Z drugiej strony 80 proc. Ukraińców uważa ustępstwa terytorialne za niedopuszczalne. Rezygnacja z okupowanych terytoriów oznacza dla Ukraińców zdradę współobywateli i krewnych, pogodzenie się z codziennymi porwaniami i torturami dokonywanymi przez okupantów. W tych warunkach parlament nie ratyfikuje żadnych ustępstw terytorialnych, nawet jeśli Zachód wymusi na ukraińskim rządzie podpisanie umownego Mińska-3.

Rząd Zełenskiego jest oczywiście neoliberalny, a ukraińska lewica i związki zawodowe potrzebują międzynarodowej pomocy w walce z jego polityką społeczno-gospodarczą. Jednak jeśli chodzi o wojnę i nacjonalizm, Zełenski jest za to najbardziej umiarkowanym politykiem, jaki mógł dojść do władzy w Ukrainie po aneksji Krymu i rozpoczęciu wojny w Donbasie. Od 24 lutego było to widoczne w jego częstych apelach do Rosjan, zaproszeniach Kremla do negocjacji i oświadczeniach, że armia ukraińska nie odbierze terytoriów znajdujących się pod rosyjską kontrolą do 24 lutego, ale zażąda zwrócenia ich środkami dyplomatycznymi (tj. rozwiązanie tych kwestii zostanie odroczone na czas nieokreślony). Jeśli Zełenskiego zastąpi ktoś, kto ma podejście bardziej nacjonalistyczne, sytuacja znacznie się pogorszy.

Rozumiem pragnienie jak najszybszego zakończenia wojny. Ja również miałem z początku nadzieję, że rosyjski ruch antywojenny zmusi Kreml do zakończenia konfliktu. Niestety, tak się nie stało. Obecnie rosyjski ruch antywojenny może wpływać na sytuację jedynie przez dokonywanie na małą skalę sabotażu kolei i fabryk wojskowych. Większe działania będą możliwe dopiero po militarnej klęsce Rosji.

W pewnych okolicznościach wyrażenie zgody na zawieszenie broni może okazać się właściwe. Będzie to jednak rozwiązanie tymczasowe. Każdy sukces wzmocni reżim Putina i jego reakcyjne tendencje. Nie przyniesie to pokoju, ale dziesięciolecia niestabilności, partyzancki opór na okupowanych terytoriach i okresowe eskalacje na linii demarkacyjnej. Rewolucja nie jest możliwa, dopóki Rosja nie zostanie pokonana. Zwycięstwo Ukrainy jest konieczne dla możliwości postępowych zmian w Ukrainie, Rosji i w całej przestrzeni postsowieckiej.

USA napadły na Irak, więc pomoc Ukrainie jest zła?

Przyznaję: skupiam się głównie na wewnętrznych wymiarach obecnego konfliktu zarówno dla Ukraińców, jak i dla Rosjan. Dla wielu zagranicznych lewicowców głównym problemem są konsekwencje geopolityczne, moim zdaniem jednak socjaliści powinni zwrócić uwagę przede wszystkim na osoby, które są w ten konflikt bezpośrednio zaangażowane. Ponadto lewica często nie docenia zagrożeń związanych z ewentualnym sukcesem Rosji.

Decyzji o przeciwstawieniu się rosyjskiej okupacji nie podjął Joe Biden ani Wołodymyr Zełenski, ale naród ukraiński, który ruszył do masowego powstania w pierwszych dniach inwazji i stawał w kolejce po broń. Gdyby Zełenski wtedy skapitulował, zostałby zdyskredytowany w oczach większości społeczeństwa, ale opór nadal trwałby w innej formie, kierowany przez brutalne siły nacjonalistyczne.

Poza tym, jak zauważył Wołodymyr Artiuch, Zachód nie chciał tej wojny. Stany Zjednoczone nie chciały problemów w Europie, planowały skupić się na konfrontacji z Chinami. Tym bardziej nie chciały tej wojny Niemcy i Francja. Chociaż Waszyngton zrobił wiele, aby podważyć prawo międzynarodowe (my, tak samo, jak i socjaliści na całym świecie, nigdy nie zapomnimy zbrodniczej inwazji na Irak), dziś postępuje słusznie, wspierając ukraiński opór.

Z historycznego punktu widzenia wojna w Ukrainie nie jest wojną zastępczą w większym stopniu, niż była nią wojna w Wietnamie między USA a Związkiem Radzieckim i Chinami. A jednocześnie należy pamiętać, że była to wojna narodowowyzwoleńcza narodu wietnamskiego przeciwko Stanom Zjednoczonym, a także wojna domowa między zwolennikami Wietnamu Północnego i Południowego. Prawie każda wojna jest wielowarstwowa, jej charakter może ulec zmianie. Co to oznacza dla nas w praktyce?

Podczas zimnej wojny internacjonaliści nie musieli wychwalać ZSRR, aby wspierać walkę Wietnamu przeciwko Stanom Zjednoczonym. I mało prawdopodobne jest to, by jakikolwiek socjalista doradzał lewicowym dysydentom w Związku Radzieckim sprzeciw wobec wspierania Wietkongu. Czy należało sprzeciwiać się sowieckiemu wsparciu militarnemu dla Wietnamu, ponieważ ZSRR zbrodniczo stłumił Praską Wiosnę w 1968 roku? Dlaczego więc amerykańską okupację Afganistanu i Iraku uważa się za poważny argument przeciwko pomaganiu Ukrainie?

Zamiast postrzegać świat jako mozaikę geopolitycznych obozów, socjalistyczni internacjonaliści muszą oceniać każdy konflikt pod kątem interesów robotników i ich walki o wolność i równość. Rewolucjonista Lew Trocki napisał kiedyś, że gdyby (wyobraźmy sobie) faszystowskie Włochy, realizując własne interesy, poparły antykolonialne powstanie w Algierii przeciwko demokratycznej Francji, to internacjonaliści powinni byli poprzeć dostawy włoskiej broni dla algierskich buntowników. I nie oznaczało to, że Trocki przestał być antyfaszystą.

Walka wietnamska przyniosła korzyść nie tylko Wietnamowi. Klęska Stanów Zjednoczonych w tej wojnie znacząco (choć nie na zawsze) zamroziła amerykański imperializm. To samo dotyczy Ukrainy. Jeśli Rosja pokona Ukrainę, co zrobi dalej? Co stanie Putinowi na drodze, gdy spróbuje podbić Mołdawię lub inne państwa postsowieckie?

Jeśli wygra Rosja

Hegemonia Stanów Zjednoczonych miała tragiczne konsekwencje dla ludzkości i na szczęście obecnie podupada. Jednak koniec amerykańskiej dominacji może oznaczać albo przejście do bardziej demokratycznego i sprawiedliwego porządku międzynarodowego, albo wojnę wszystkich przeciwko wszystkim. Może to też oznaczać powrót do polityki imperialistycznych stref wpływów i militarnego przerysowywania granic, jak w poprzednich stuleciach.

Jeśli niezachodni imperialistyczni drapieżnicy wykorzystają upadek Ameryki do normalizacji swojej agresywnej polityki, świat stanie się jeszcze bardziej niesprawiedliwy i niebezpieczny. Ukraina i Syria są przykładami tego, jak będzie wyglądał „świat wielobiegunowy”, jeśli apetyty niezachodnich imperializmów nie zostaną ograniczone.

Im dłużej trwa straszna wojna w Ukrainie, tym bardziej może wzrosnąć powszechne niezadowolenie w krajach Zachodu, na co wpływ mają trudności ekonomiczne i sankcje. Kapitał, który nie lubi utraconych zysków i chce wrócić do business as usual, może spróbować wykorzystać tę sytuację. Mogą na niej skorzystać także prawicowi populiści, którym nie przeszkadza dzielenie się strefami wpływów z Putinem. Gdyby jednak społeczne niezadowolenie wykorzystali socjaliści do tego, by wymusić ograniczenie pomocy dla Ukrainy i złagodzenie nacisku na Rosję, byłoby to odrzuceniem solidarności z ciemiężonymi.

Lewica musi skierować swoje niezadowolenie przeciwko kapitałowi, by domagać się radykalnych ekosocjalistycznych reform. Zachodnie elity muszą zapłacić za to, że opóźniły zieloną transformację i w rezultacie Europa Zachodnia nadal finansuje rosyjską agresję, kupując od Putina ropę i gaz.

Wszystko musi się zmienić

Reformy powinny dotyczyć nie tylko krajów zachodnich, ale też ładu międzynarodowego. Jednym ze sposobów przyspieszenia zakończenia tej wojny jest izolacja Rosji na arenie międzynarodowej. Aby kraje globalnego Południa przyłączyły się do nacisku na Rosję, Zachód powinien zaproponować im poprawę ich sytuacji, umorzenie długów i rozwiązanie globalnych problemów bezpieczeństwa żywnościowego, energetycznego i klimatycznego.

Na COP26, podczas pracy nad tekstem paktu klimatycznego z Glasgow, kraje zachodnie usunęły zapisy o mechanizmach wsparcia finansowego, które państwa najbogatsze byłyby zobowiązane zapewnić najbiedniejszym i wyspiarskim krajom. Być może wojna w Ukrainie stworzy jednak warunki, w których kraje globalnego Południa mimo wszystko zdołają zmusić Zachód do wprowadzenia tych mechanizmów w życie.

W końcu wojna w Ukrainie sprawiła również, że bardzo istotna stała się kwestia reformy ONZ. Wypowiedzi niektórych wpływowych polityków, w tym poparcie Joe Bidena dla przyznania Japonii stałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, wskazują, że mogą oni próbować przekształcać krytykę ONZ w próby kosmetycznej reformy Rady Bezpieczeństwa. Nie można na to pozwolić.

Ruchy progresywne powinny domagać się radykalniejszych reform, w tym zniesienia zasady weta w Radzie Bezpieczeństwa, nałożenia przez ONZ podatku od spekulacji walutowych (tzw. podatku Tobina), zwiększenia uprawnień Zgromadzenia Ogólnego ONZ i utworzenia Zgromadzenia Parlamentarnego ONZ.

Ponieważ głównym zadaniem systemu bezpieczeństwa międzynarodowego jest zapobieganie siłowemu narzucaniu przez duże mocarstwa swojej woli słabszym narodom, logiczne jest, aby głos małych państw w sprawach bezpieczeństwa międzynarodowego miał taką samą wagę jak głos dużych. Jednak sytuacja jest zupełnie inna, jeśli chodzi o kwestie takie jak kryzys klimatyczny czy bezpieczeństwo żywnościowe. Utworzenie Zgromadzenia Parlamentarnego ONZ byłoby krokiem w kierunku przyszłości, w której cała ludzkość demokratycznie rozwiąże swoje globalne problemy.