Oleksandr Kyselow
Jeśli świat pogodzi się z istnieniem „stref wpływów”, jaki los czeka mniejsze kraje? Jeśli uzależnienie od paliw kopalnych pozwoli autokratom szantażować świat, co zostanie z demokracji? Jeśli Ukraina upadnie, kto powstrzyma pracodawców i sieci mafijne przed wykorzystaniem milionów ludzi pozbawionych środków do życia?
Wieści z frontu rozczarowują. Mimo pewnych osiągnięć taktycznych nadzieje na ukraińską kontrofensywę ciągle bledną. Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy Walerij Załużny [zdymisjonowany w lutym przez Zełenskiego – red.] szczerze przyznał, że siły ukraińskie są w „ślepym zaułku”.
Sondaże wskazują na rosnące zmęczenie wojną. Społeczność światowa traci zainteresowanie, pakiety pomocowe są opóźnione, transport towarów jest zablokowany. Nadeszła zima, a wraz z nią rosyjskie ataki rakietowe na infrastrukturę energetyczną.
Wiele do życzenia pozostawia także sytuacja polityczna. Ukraińska lewica, będąca bardziej siecią organizacji pozarządowych, działaczy i liderów związkowych niż spójnym ruchem, jest skutecznie marginalizowana. Spektrum dominujących opinii przypomina dziwną mieszaninę językowego szowinizmu i szalejącego neoliberalizmu. Efekt „gromadzenia się wokół flagi” jest osłabiony, ale nadal zauważalny: najwyższym zaufaniem cieszą się prezydent, wojsko i ochotnicy. Zdecydowana większość społeczeństwa Ukrainy nie chce wyborów ze względu na koszty finansowe ich przeprowadzenia, ograniczenia narzucone przez stan wojenny, brak bezpieczeństwa i niemożność głosowania przez dużą część Ukraińców.
O kogo lub o co w takim razie walczyć?
Naiwnością byłoby domagać się bezwarunkowej solidarności ze strony międzynarodowej lewicy. Na świecie jest tyle niesprawiedliwości, że wspieranie Ukrainy nie zawsze wydaje się atrakcyjne. Zresztą, nie trzeba daleko szukać: wśród ukraińskich urzędników również są tacy, którzy instrumentalizują strach i podżegają do wrogości, są też korporacyjni lobbyści, którzy marzą o zniszczeniu wszystkiego, co społeczne.
Równie łatwo jest wskazać neofeudalistów, którzy chcą utrzymać zamknięte granice, aby ich „poddani” nie uciekli, czy ksenofobów z klasy średniej, którzy wzywają do pozbawienia mieszkańców okupowanych terytoriów praw obywatelskich. Sam prezydent Zełenski na modłę Orwella zdecydowanie wsparł okupujące państwo Izrael, jakby zapominając, że jego własny kraj cierpi z powodu pseudohistorycznych roszczeń sąsiada.
Nikt nie oczekuje solidarności z takimi postaciami. Należy jednak pamiętać, że dziś splata się wiele losów. Lewica musi działać w interesie ludzi pracy: rolników z Chersonia pracujących na zaminowanej ziemi, maszynistów z Kijowa, którzy w wyeksploatowanych pociągach przewożą niezbędne towary, pielęgniarek ze Lwowa, które pomimo niskich zarobków opiekują się chorymi i rannymi, rosyjskojęzycznych górników z Krzywego Rogu, którzy walczą w obronie swojego rodzinnego miasta, robotników budowlanych z Mikołajowa, którzy rozbierają niebezpieczny gruz, nie zawsze mając czym wyżywić swoje rodziny.
Ważne jest, aby wspierać tę niewidzialną większość, której głos jest rzadko słyszalny, ale która nie ma dokąd pójść. Rząd zaś powinien być obserwowany tak uważnie, jak to możliwe.
Jak wspierać?
Liczne inicjatywy już się zakorzeniły, a każda z nich pokazuje, że można wiele osiągnąć: międzynarodowe działania rzecznicze Europejskiej Sieci Solidarności z Ukrainą, silne wsparcie Nordyckiej Zielonej Lewicy, wspólne stanowisko duńskich związków zawodowych, przemówienia ukraińskich liderów związkowych, rozwój potencjału „Ruchu Społecznego”, zaangażowanie w związkach zawodowych ukraińskich pracowników w Sztokholmie. Pole do działań jest ogromne, ale pewne rzeczy wymagają ciągłej uwagi.
Śledźcie, na co wydawane są wasze podatki. Zależność Ukrainy od zagranicznego wsparcia nie jest tajemnicą. Nikt nie chce, aby jego pieniądze leżały na czyimś koncie bankowym w Szwajcarii, zamiast służyć tym, którzy ich najbardziej potrzebują. Logiczne jest zatem żądanie uwzględnienia warunków socjalnych w kryteriach finansowania i zamówień publicznych, a przynajmniej wskazanie nieuczciwych praktyk tam, gdzie one występują. Pomoc na odbudowę musi iść w parze z miejscami pracy, godną płacą minimalną, kontrolą związkową, odpowiedzialnością wykonawców, chronionym zatrudnieniem i bezpiecznymi warunkami pracy.
Wzywajcie do umorzenia długów. Zadłużenie Ukrainy za granicą przekracza 93 miliardy dolarów. Zaciąganie pożyczek od lat jest dla rządów łatwym sposobem na podtrzymanie status quo i uniknięcie ingerowania w sprawy oligarchów. Większość nowo udzielonych pożyczek ma już zaostrzone wymagania, których celem jest przeciwdziałanie „prywatyzacji państwa”, więc sytuacja zaczyna się zmieniać. Jednak skumulowany dług jest już wykorzystywany do usprawiedliwienia polityki oszczędnościowej.
Co więcej, nakręca się spirala zależności: odbudowa finansowana jest z nowych kredytów, a zarobione pieniądze przeznaczane są na spłatę długów. Wielu zapyta, jak w ogóle można oczekiwać, że ludność zdewastowanego kraju zapłaci za błędne decyzje polityczne klasy rządzącej. Ale jeszcze ważniejsze jest, aby pamiętać o głównej lekcji płynącej z sukcesu planu Marshalla: kraje rozdarte wojną potrzebują dotacji, a nie pożyczek.
Nie ignorujcie problemów związanych z demokracją i prawami człowieka. Kiedy rozpoczęła się inwazja, obywatele wszystkich klas społecznych licznie stawali w kolejkach przed komisjami wojskowymi. Niemal dwa lata później sytuacja się zmieniła. Głównym narzędziem rekrutacji do wojska jest obecnie mobilizacja, ze wszystkimi jej problemami. Aby jednak ludzie byli gotowi zaryzykować życie, muszą mieć pewność, że będzie to sprawiedliwe i że oni sami lub ich rodziny otrzymają opiekę, jeśli coś się stanie – a oni sami biorą udział w kształtowaniu przyszłości kraju.
Ale po co władza miałaby szukać lepszych, ale skomplikowanych rozwiązań, skoro jest łatwe wyjście? Pod pretekstem konieczności wypełnienia obowiązku obywatelskiego zaczną się masowe obławy na ulicach czy w komunikacji miejskiej, jeżeli zawczasu nie zwrócimy na to uwagi i nie zareagujemy.
To samo dotyczy rozwiązania problemu demograficznego po wojnie czy reintegracji Donbasu i Krymu. To nie zamknięte granice, nie wzmożona propaganda, ale godziwe płace, niedrogie mieszkania i ochrona socjalna mogą przekonać ludzi do pozostania w kraju lub powrotu z zagranicy. Nie przesadny moralizm, zasiłki socjalne czy obozy reedukacyjne, ale wzajemny szacunek, uznanie godności ludzkiej i wspólna odpowiedzialność za odbudowę umożliwią pojednanie.
Wspierajcie związki zawodowe. To jedyne masowe organizacje przeznaczone dla pracowników. Nawet jeśli nie są one bardzo radykalne, a raczej nadmiernie zbiurokratyzowane lub bezradne, czasem nawet na wpół żywe – nie ma obecnie alternatywy. Instytucjonalne uznanie szczególnej roli związków zawodowych w powojennej odbudowie mogłoby stanowić zachętę do ich rozwoju. Stworzyłoby także wiarygodnego agenta do walki z korupcją i dumpingiem socjalnym. Oczywiste jest, że część związków zostanie natychmiast przejęta przez oportunistów politycznych. Jednak właśnie dlatego warto wspierać demokrację wewnętrzną i autonomię ich lokalnych oddziałów, a także możliwość niezależnej działalności związkowej.
Zgódźcie się na niezgodę. Rzeczy, w które wierzą Ukraińcy, mogą czasem wydawać się błędne lub irracjonalne. Być może takie są, ale te same pojęcia mogą mieć różne znaczenia. W najnowszej historii Ukrainy były tylko krótkie okresy bez wojen. Jej prawo do istnienia jest otwarcie kwestionowane. Ukraińcy od dawna są rozczarowani rządzącymi i często nie mają na nich wpływu poza sporadycznymi powstaniami. Nic więc dziwnego, że panuje duży entuzjazm dla międzynarodowego zaangażowania w sprawy wewnętrzne. Wybierzcie, o co chcecie walczyć, skupiając się na tym, co nas łączy.
Budujcie relacje: człowieka z człowiekiem, miasta z miastem, stowarzyszenia ze stowarzyszeniem. Ruchy społeczne na całym świecie zgromadziły bogate polityczne doświadczenie, z którego możemy się wiele nauczyć. Tradycyjne lewicowe narracje są dyskredytowane w społeczeństwie ukraińskim z powodu powtarzających się nadużyć. Dlatego osoby, z którymi rozmawiacie, mogą nie rozumieć polityki, ale tutaj ważniejsza jest praktyka wspólnego działania – wspólnie z władzami małego miasteczka, które dbają o swoich obywateli, przełożonymi oddziału związku, którzy są rozczarowani obojętnością i bezsilnością, czy migrantkami, które zostały wyrzucone z pracy bez wypłaty wynagrodzenia.
Spotkania z osobami, które znalazły się w takiej sytuacji, mogą być częste i aktualne przez wiele lat. Niezależnie od tego, czy pozostaną za granicą, czy powrócą, będą uzbrojone w to nowe doświadczenie.
Być może nie ma w tych propozycjach niczego rewolucyjnego. Jednak wiele małych kroków może prowadzić do stopniowych zmian, tworząc niezbędne warunki i robiąc miejsce dla postępowego programu. Wymaga to jednak autorytetu i zaufania, na które lewicowcy sprzeciwiający się dostawom broni nie mogą liczyć.
Lewica musi zrobić więcej niż tylko wysyłać broń, a z pewnością nie powinna utrudniać takich dostaw. Prawo do samoobrony nie ma sensu bez środków umożliwiających walkę. Odmowa dostarczenia broni zagraża przetrwaniu Ukrainy jako kraju. Pamiętajcie, że posiadanie broni to nie to samo, co jej używanie. Nawet jeśli wojna zakończy się przy stole negocjacyjnym, zdolność do samoobrony nie pozostawi Ukrainy na łasce Rosji, a Ukraina będzie w stanie radzić sobie sama, jeśli Putin zdecyduje się złamać rozejm.
Walczyć aż do zwycięstwa?
W obecnej sytuacji nie ma przesłanek do szybkiego zakończenia wojny. Armia rosyjska nie kontroluje w pełni żadnego z okupowanych przez siebie regionów z wyjątkiem Krymu, jednak wszystkie są obecnie wymienione w rosyjskiej konstytucji jako integralna część Rosji. Ukraina jest również zobowiązana do przestrzegania swojej konstytucji. Idąc na ustępstwa, ryzykuje wywołanie poważnych konfliktów wewnętrznych, na których skorzystają jedynie prawicowi radykałowie.
A ponieważ żadna z sił nie może zwyciężyć, istnieje ryzyko popadnięcia w przedłużający się konflikt o niskiej intensywności. W istocie oznacza to jeszcze większe zniszczenia i mniejszą nadzieję na ewentualne odrodzenie. W tym przypadku właściwsze jest rozmawianie o ochronie ludności cywilnej, integracji uchodźców i łagodzeniu skutków dla świata, na przykład poprzez tworzenie stref zdemilitaryzowanych ONZ przy elektrowniach jądrowych.
Najlepszą gwarancją przyszłego pokoju byłaby demokratyczna Rosja. Imperializm rosyjski jest niewątpliwie słabszy niż jego rywale. Jednak kwestionowanie hegemonii Stanów Zjednoczonych nie czyni Rosji bardziej postępową ani mniej groźną dla mieszkańców sąsiednich państw. Jeszcze zanim Rosja wkroczyła na drogę ekspansjonizmu, życie w Ukrainie naznaczone było ciągłą ingerencją w politykę i gospodarkę, walką o dominację kulturową, a także projekcją siły militarnej, zwłaszcza poprzez bazy wojskowe na Krymie.
Pozostaje nadzieja, że porażka Rosji będzie katalizatorem zmian w kraju. Dlatego Ukraina nadal walczy. Ale ta walka ma swoją cenę. Przede wszystkim jest to niezadeklarowana, ale straszna liczba zabitych i rannych. Pytanie brzmi, jak długo społeczeństwo ukraińskie będzie mogło sobie pozwolić na takie poświęcenia i jakie będą tego konsekwencje. W tej walce wsparcie oznacza podniesienie ceny każdego działania dla Rosjan, aby uniemożliwić im kontynuowanie działań wojennych, i obniżenie ceny oporu, aby Ukraina mogła się utrzymać. Dlatego zarówno ukraińska, jak i rosyjska lewica wzywają do zaostrzenia sankcji, całkowitego zaprzestania importu ropy i gazu oraz terminowego dostarczenia Ukrainie nowoczesnej broni.
Strony mogą podjąć próbę osiągnięcia porozumienia o zawieszeniu broni. Musimy jednak pamiętać, że Ukraina to mniejszy i słabszy kraj, wyniszczony wojną i mający poważne problemy demograficzne. Największą obawą przed hipotetycznym zawieszeniem broni jest zapomnienie i samotność. Wtedy nic nie stanie na przeszkodzie, aby Rosja lepiej się przygotowała i zaatakowała ponownie. Aby mieć choćby najmniejszą szansę na walkę, Ukraina musiałaby zmienić się w obóz wojskowy i trwać w stanie ciągłego zagrożenia.
To właśnie decyduje o przeważającym poparciu dla członkostwa w NATO jako środka odstraszającego lub gwarancji pokoju. Jedyną możliwą alternatywą jest wiążąca umowa o podobnym skutku. Wasz autorytatywny głos i wsparcie będą potrzebne bardziej niż kiedykolwiek w poszukiwaniu najlepszej opcji.
Mieć nadzieję na najlepsze, szykować się na najgorsze
Solidarność z Ukrainą nie powinna być oznaką szlachetności – to po prostu całkowicie racjonalna reakcja. Jeśli świat pogodzi się z istnieniem „stref wpływów”, jaki wybór będą miały mniejsze kraje, które nie chcą przyłączyć się do jednego z bloków? Dopóki mocarstwa nuklearne mogą dyktować swoją wolę, kto zgodzi się na rozbrojenie? Jeśli uzależnienie od paliw kopalnych pozwoli bezwzględnym autokratom szantażować świat, co pozostanie z demokracji? Jeśli Ukraina upadnie, co powstrzyma przestępczych pracodawców i sieci mafijne w kraju przed wykorzystaniem milionów straumatyzowanych i pozbawionych środków do życia ludzi?
Jeśli jednak wydarzy się najgorsze, będzie to kolejny gwóźdź do trumny światowego pokoju, przyczyniający się do dalszej destabilizacji. W nowym świecie konkurujących ze sobą mniejszych imperializmów, który będzie oznaczać upadek hegemonii Stanów Zjednoczonych, będziemy musieli przygotować się na mroczne czasy i stworzyć warunki dla przyszłego odrodzenia.
Jedyne, co dziś możemy zrobić, to wzmacniać relacje i nie postrzegać siebie nawzajem jako wrogów, nawet jeśli znajdziemy się w konkurencyjnych obozach. Postępujmy zgodnie z radą skazanego na śmierć związkowca Joe Hilla i nie traćmy czasu na żałobę. Organizujmy się!
Ołeksandr Kyselow jest asystentem na uniwersytecie w Uppsali oraz członkiem ukraińskiego Ruchu Społecznego i szwedzkiej lewicowej partii Vänsterpartiet.