Thomas Rowley
Rosjanka Nadin Geisler pomogła tysiącom uchodźców z Ukrainy znaleźć schronienie w Rosji. W lutym zatrzymało ją FSB pod zarzutem nawoływania do działań przeciwko państwu rosyjskiemu.
Od początku pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę tysiące obywateli rosyjskich udziela pomocy Ukrainkom i Ukraińcom uciekającym przed okupacją do Rosji. Znajdują im zakwaterowanie, zapewniają produkty pierwszej potrzeby, kontaktują z krewnymi, pomagają wyjechać z kraju. Niektórzy z tych wolontariuszy to osoby działające niezależnie, w milczeniu lub po cichu sprzeciwiające się wszczętej przez Putina wojnie. Inni popierają samą wojnę i Putinowski reżim, a pomocy humanitarnej udzielają w ramach patriotycznego obowiązku. Linie podziału nie zawsze są jednak wyraźne.
Jedną z pomagających w ten sposób osób jest dwudziestoośmioletnia Nadin Geisler. Naprawdę nazywa się Nadieżda Rossinskaja, ale w Rosji jest publicznie znana pod przybranym nazwiskiem. Niosła pomoc Ukraińcom na terenach okupowanych bądź z nich uciekających, działając w swoim rodzinnym Biełgorodzie położonym obecnie na linii frontu, odległym o godzinę lub dwie jazdy od Charkowa. Ludzie w tych dwóch miastach często przyjaźnili się ze sobą i robili interesy ponad rosyjsko-ukraińską granicą. Nadieżda twierdzi, że jej złożona z wolontariuszy inicjatywa „Armia ślicznotek” pomogła co najmniej 25 tysiącom osób. W styczniu 2024 roku z własnej woli wróciła do Rosji, gdzie została zatrzymana i gdzie grozi jej teraz od trzech do sześciu lat więzienia.
Według jej znajomych wszystko zaczęło się bardzo prosto. W marcu 2022 roku z Geisler, z zawodu fotografką, skontaktowała się była klientka z okolic Charkowa. Zapytała, czy ta mogłaby przenocować w Biełgorodzie jej matkę i psa, uciekających przed rosyjską inwazją na rosyjską stronę granicy. Ostatecznie, według słów Angeli*, przyjaciółki Nadin Geisler, tej nocy zjawiło się u niej czternaście osób, które od dwóch tygodni ukrywały się w piwnicach przed rosyjskim ostrzałem.
Odtąd ruszyła lawina podobnych próśb. Kilka miesięcy później Geisler uruchomiła własną inicjatywę wolontariacką, starając się zapobiec kryzysowi humanitarnemu na okupowanej Charkowszczyźnie. Wiele osób zna ją po prostu jako „Nadin”.
Na Telegramie, w dziesiątkach internetowych chatów dla wolontariuszy z 2022 roku nadal można znaleźć skierowane do niej prośby o pomoc (i jej numer telefonu). Od osoby znającej ją zawodowo wiem, że Geisler nie miała wcześniej żadnego doświadczenia w pracy wolontariackiej ani w polityce, a jednak to ona zaczęła dostarczać pomoc humanitarną do najtrudniej dostępnych miejsc „za wstęgą” – jak miejscowi nazywają rosyjsko-ukraińską granicę. Powiedziano mi, że tego rodzaju dostępu nie sposób uzyskać bez kontaktów z rosyjskim wojskiem.
Gdy zapytano Geisler, jak jej się to udało, powiedziała, że po prostu „nikt wcześniej nie próbował” przewozić pomocy humanitarnej przez granicę. „Krzyczałam, wrzeszczałam, wpadałam w histerię, aż [rosyjscy funkcjonariusze na granicy] ostatecznie myśleli »do diabła z tą kobietą« i odpuszczali” – wspomina jej opowieść Angela.
Pomimo śmiałego nawigowania po terenach okupowanej przez Rosjan Ukrainy zimą 2022 roku Geisler zaczęto śledzić. W Biełgorodzie, wtedy już regularnie ostrzeliwanym przez ukraińskie wojsko, jeździł za nią jakiś samochód. Mówiła, że tuż obok jej bazy ktoś kilkakrotnie strzelał, jednak miejscowa policja odmówiła wszczęcia śledztwa.
FSB przesłuchiwało Ukrainkę, która próbowała przekazać darowiznę na działania Geisler, twierdząc, że ta znajduje się na „liście ekstremistów” finansujących jakoby ukraińskie siły zbrojne. Kiedy kolejnej grupie aktywistów „zasygnalizowano”, że Geisler interesują się rosyjskie służby bezpieczeństwa, ta postanowiła wyjechać z kraju, choć oficjalnie nie postawiono jej żadnych zarzutów. Wyjechała z Rosji koleją, przez Białoruś, po czym dołączyła do tysięcy innych Rosjan świeżo osiedlonych w Gruzji.
„Przez cały ten czas wiedziałam, że do tego [emigracji] w końcu dojdzie” – powiedziała później Geisler. „Dobrze, że nie w charakterze Gruzu 200 [w żargonie wojskowym – zwłok] gdzieś na Charkowszczyźnie”.
Armia Ślicznotek na wygnaniu zawiesiła działalność, ale Geisler nadal pomagała Ukraińcom przebywającym w Rosji, tyle że na odległość. Zaczęła wspierać ludzi próbujących wydostać się z Rosji przez jedyne otwarte przejście graniczne z Ukrainą, znajdujące się w Kołotiłowce w regionie biełgorodzkim. Ukraina uznaje Kołotiłowkę za oficjalny korytarz humanitarny, Rosja jednak nie nadała przejściu żadnego statusu, w wyniku czego nie ma tam infrastruktury – żadnych namiotów, grzejników ani miejsc, gdzie można się schronić – zaś oczekiwanie na przejściu niekiedy bardzo się przedłuża. Ukraińcy, często osoby starsze lub schorowane, przechodzą tam kontrolę FSB, zanim pozwoli się im przejść dwukilometrowy odcinek nazywany „szarą strefą”, przez który docierają na drugą stronę. Jedna z miejscowych osób powiedziała mi, że to przejście może być „piekłem” dla osób słabszych.
W takich okolicznościach miejscowy wolontariusz sprzeciwiający się wojnie Aleksander Demidenko zaczął gościć ludzi u siebie. Zatrzymało się u niego w domu ponad tysiąc osób (on sypiał w saunie). Demidenko woził Ukraińców do Kołotiłowki, gdzie starał się zaradzić nieodmiennie wydawanym odmowom przejścia i opóźnieniom. „Potrafi zagadać z FSB. Oni wiedzą, że on ma rację” – mówił inny wolontariusz.
W listopadzie 2023 roku Demidenko został uprowadzony na jednym z punktów kontroli. Poddano go torturom, a następnie aresztowano pod zarzutem posiadania broni. Kilka tygodni wcześniej przyczynił się do nagłośnienia przez miejscowe media podejrzeń o korupcję na przejściu w Kołotiłowce. Twierdził, że urzędnicy żądali od ludzi pieniędzy za szybsze przepuszczanie w kolejce na przejściu. Było to pierwsze głośnie zatrzymanie wolontariusza w Rosji – wcześniej wiele innych osób zmuszono po prostu do wyjazdu.
Atmosfera w Biełgorodzie była napięta, mówił radca prawny Geisler Aleksiej Prianisznikow, zauważając, że FSB postrzega jako zagrożenie „każdego obywatela Ukrainy w Rosji, a zwłaszcza osoby, którym pomagała Geisler”.
Znajomy Geisler, Juri Borowski, opowiedział mi, że rozmawiali z Geisler o aresztowaniu Demidenki („zaskoczyło nas to, że pojechał z powrotem do Biełgorodu – toczyło się już śledztwo karne przeciwko niemu”). Zdaniem Borowskiego Geisler właściwie nie miała „złych doświadczeń” z rosyjskim wymiarem sprawiedliwości i chociaż rozumiała ryzyko, to jednak „nie doceniła tego, jak było poważne”. Dodatkowo, według niego służby bezpieczeństwa „nie tknęły nikogo z jej otoczenia”. Nie udało mu się przekonać Geisler, by nie wracała do Rosji.
Geisler rzeczywiście nie zważała na ryzyko, z jakim wiązało się zainteresowanie FSB jej osobą. „Udowodnijcie mi, że sponsoruję ukraińskie wojsko. Udowodnijcie, że kiedy kogoś ewakuowałam, wiedziałam, że krewni tej osoby byli na froncie” – mówiła w wywiadzie w 2023 roku. „Jestem tylko wolontariuszką. Pomagam ludziom, bez pytania, kim są. Zawsze mówiłam, że pomagamy bratniemu narodowi, nie zrobiliśmy nic złego”.
Według Borowskiego Geisler „nie miała słodko” na emigracji. Potwierdza to koleżanka Angela. „Przed powrotem do Rosji czuła się bezdomna, samotna, niepotrzebna. Do tego jeszcze stale brakowało jej pieniędzy” – wspomina. Geisler planowała, że wynajmie mały dom niedaleko Kołotiłowki i będzie pomagać ukraińskim uchodźcom przeprawiać się przez granicę. Równolegle pracowała też nad tym, aby rosyjscy wolontariusze mieli dostęp do „szarej strefy”, dwukilometrowego pasma ziemi niczyjej w Kołotiłowce, aby i tam mogli nieść pomoc.
Mimo że sama nie musiała przyjeżdżać, Geisler wróciła do Biełgorodu w połowie stycznia 2024 roku. 1 lutego została zatrzymana przez FSB pod zarzutem nawoływania do działań przeciwko państwu rosyjskiemu – rzekomo miała apelować o przekazywanie darowizn na ukraiński Batalion Azow.
Geisler nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że nie miała kontroli nad opatrzoną jej imieniem i nazwiskiem stroną na Instagramie, na której w sierpniu ubiegłego roku miał się pojawić taki apel. W sądzie zeznała, że popiera „specjalną operację wojskową” prezydenta Władimira Putina i że pomagała także rosyjskim oddziałom wojskowym w okupowanej Ukrainie – fakt, który według niej mógł potwierdzić znany rosyjski poseł. Ci, którzy ją wspierają, mówią, że nie należy wierzyć w to, co mówi osoba zatrzymana przez FSB.
Tuż przed aresztowaniem Geisler walczyła z rosyjskimi strażnikami straży granicznej w Kołotiłowce o to, aby wypuścili z Rosji osobę z Melitopola, hodowczynię pudli, i jej 46 psów. W swoim ostatnim poście na Instagramie szczegółowo opisywała wszystkie podjęte kroki – wizytę u służb granicznych FSB, gdzie dowiedziała się, że do przekroczenia granicy nie potrzeba żadnych oficjalnych dokumentów (jako że przejście nie stanowi oficjalnego korytarza humanitarnego), a potem zdarzenie na granicy, gdzie powiedziano jej, że nie posiada wymaganych dokumentów. „A co, jeśli te pudle posłużą do wykrywania min?” – pytali pogranicznicy.
„Działamy dalej” – napisała rzeczowo na Instagramie, jakby rzeczywiście nie robiła nic, za co rosyjskie władze mogłyby chcieć ją ukarać.