Antti Rautiainen, Tłumaczenie z Avtonom.org
Maksym Butkiewicz, weteran ruchu anarchistycznego i antyfaszystowskiego na Ukrainie, od ponad półtora roku przebywa w niewoli. Anarchiści mogliby napisać o nim więcej, a i mój tekst o nim jest mocno spóźniony. Ale też niewiele można zrobić, by mu pomóc.
Po pełnej inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. Maks, który miał stopień porucznika rezerwy, zaciągnął się jako ochotnik do SZU. Brał udział w wyzwalaniu regionu kijowskiego od okupantów, ale w czerwcu 2022 roku został schwytany we wschodniej Ukrainie. Został otoczony i zdecydował się poddać, ratując życie swojej kompanii. Wkrótce pojawiły się propagandowe klipy jeńców wojennych, na których go widziano. Tworzenie takich filmów samo w sobie było zbrodnią wojenną, ale jego rodzina i przyjaciele mogli się cieszyć, że nie został zastrzelony ani zagłodzony na śmierć.
13-letni wyrok jako nagroda za aktywizm
Wiosną 2023 r. Maks został skazany na 13 lat więzienia za „okrutne traktowanie ludności cywilnej, stosowanie zakazanych metod podczas konfliktu zbrojnego, a także usiłowanie zabójstwa”. Podczas procesu nie pozwolono mu nawet na należnego mu adwokata, po raz pierwszy adwokat mógł się z nim skontaktować w dniu apelacji za pośrednictwem łącza wideo z Moskwy w dniu 22 sierpnia 2023 roku.
Maks jest niewinny: przestępstwa rzekomo miały miejsce w Siewierodoniecku, ale jego jednostka przybyła tam zaledwie 10 dni po wyznaczonej dacie. Ale Maks początkowo przyznał się do winy i jest jasne, dlaczego — nie ma powodu, aby uczestniczyć w tym cyrku, w którym wynik jest z góry określony.
Jego wyrok jest rodzajem nagrody od rosyjskiego reżimu za jego pracę na rzecz praw człowieka w ciągu ostatnich 20 lat. Absurdalność zarzutów była oczywista zarówno dla Olega Orłowa z Memoriału, jak i Swietłany Ganuszkiny z Civic Assistance, którzy dobrze znają Maksa i przybyli na rozprawę apelacyjną, gdzie po raz pierwszy od jego aresztowania (i przedostatni) mogli porozmawiać z nim za pośrednictwem łącza wideo podczas przerwy w rozprawie.
Ostatnią (jak dotąd) okazją do zobaczenia Maksa była rozprawa apelacyjna w Sądzie Najwyższym Federacji Rosyjskiej w środę 13 marca 2024 roku. Tym razem strażnicy nie pozwolili już Maksowi komunikować się z publicznością inaczej niż za pomocą gestów, ale Maks był wesoły i uśmiechnięty. Przybyła Swietłana Ganuszkina, a sam Orłow odsiaduje już wyrok 2,5 roku więzienia, ponieważ powiedział prawdę o wojnie na Ukrainie. Tym razem Maks zaprzeczył winie, powiedział, że przyznał się z powodu tortur i dlatego, że obiecano mu w zamian za przyznanie się, że wkrótce zostanie włączony do wymiany więźniów (oczywiście kłamali). Sąd Najwyższy oczywiście nie przejął się tym i podtrzymał wyrok.
Ze względu na powszechną sławę i powiązania Maksa, na całym świecie nie brakuje ludzi chętnych do sfinansowania jego prawników, ale prawnicy nie mogą się z nim komunikować. Listy i paczki przez długi czas były zwracane ze stalinowskim znakiem „korespondencja niedozwolona”, dopiero niedawno zaczęto coś przepuszczać. Możemy mieć tylko nadzieję na wymianę więźniów, ale ponieważ Maks jest znienawidzony przez kremlowskie psy, a także nie był przyjacielem ukraińskich władz, obawiam się, że nieprędko pojawi się na listach wymiany. Liczne teksty o tym, jakim wspaniałym człowiekiem jest Maks, mogą do niego nie dotrzeć i niespecjalnie mu pomogą. Ale mam nadzieję, że też mu nie zaszkodzą, więc piszę.
Życie według zasad
Słyszałem z drugiej ręki, że Maks ostatnio uważał się nawet za anarchistę. Nie jestem tego pewien, bo sam się z tym nie afiszował. I w zasadzie nie odgrywało to żadnej roli, ponieważ żył dokładnie tak, jak powinien żyć anarchista. Niezależnie od tego, czy się z tym afiszował, czy nie, Maks jest dla mnie wzorem anarchisty.
W pracy zajmował się poważną pracą dziennikarską, w tym śledztwami dotyczącymi ukraińskich faszystów, za co otrzymywał pogróżki. Ale po pracy, jak wielu aktywistów, miał drugie zajęcie — obronę migrantów. W jednym z najbiedniejszych krajów w Europie jest to całkowicie niewdzięczna praca. Ludzie tego nie rozumieją — czy nie mamy wystarczająco dużo własnych problemów? Komu potrzebne są prawa jakichś niejasnych „ekstremistów” z Uzbekistanu? To byli najbardziej bezbronni ludzie na Ukrainie, a Maks się nimi zajmował, uratował życie wielu ludziom. W tym wielu antyfaszystów, którzy uciekli z Rosji po walce z faszystami lub ataku na administrację miejską w Chimkach.
Anarchistą można być na kilka sposobów. Anarchista może na przykład być podziemnym bojownikiem i wchodzić w bezpośredni konflikt z władzami wszelkimi niezbędnymi środkami. Ale także anarchista może szukać maksymalnych możliwości wpływania na społeczeństwo za pomocą środków publicznych, ale bez prób dojścia do władzy. Wielu anarchistów zajmuje się w ten sposób dziennikarstwem lub aktywizmem na rzecz praw człowieka. Maks zajmował się obiema tymi dziedzinami, osiągając w nich sukcesy.
Przeciwko granicom
Zainspirowały go obozy antygraniczne, które miały miejsce w różnych krajach europejskich pod koniec lat 90. i w latach 90. ubiegłego wieku, w tym w Polsce w latach 2000-2004. Na pierwszy polski obóz antygraniczny w Ustrzykach Górnych, członek kijowskiej anarcho-grupy Tigra Nigra, której Maks był członkiem, narysował logo na koszulkę, które później stało się logo organizacji „Bez Granic” stworzonej przez Maksa. Do dziś mam tę koszulkę.
Teraz, w czasach wojny, „małych zielonych ludzików” i niemal całkowitego zamknięcia granic (przed ludźmi, nie kapitałem) w Europie Wschodniej, obozy przeciwko granicom wydają się fantazją. Wskazuje to, jak bardzo zostaliśmy zmuszeni do wycofania się w ciągu ostatnich 20 lat. Trzeba powiedzieć, że nawet wtedy żądania usunięcia wszystkich granic były utopijne, a obozy nie były szerokim ruchem masowym, tylko anarchistami, autonomistami, radykalnymi antyfaszystami i działaczami na rzecz praw migrantów.
Największy obóz antygraniczny w Europie Wschodniej został zorganizowany przez Maksa i jego towarzyszy na Zakarpaciu w dniach 11-20 sierpnia 2007 r., a wzięło w nim udział około 300 osób. Obóz obejmował działania zewnętrzne, takie jak protesty przed lokalnymi ośrodkami deportacyjnymi, ale także około stu warsztatów i spotkań na różne tematy, oprócz migracji, dyskutowano o antyfaszyzmie, feminizmie, prawach zwierząt, homofobii, kwestiach środowiskowych, wolnym oprogramowaniu, samorządzie mieszkaniowym, gospodarce spółdzielczej itp.
Zanim wziąłem udział w obozie na Zakarpaciu, byłem na 3 z 4 obozów antygranicznych organizowanych w Polsce w latach 2000-2003. Dla mnie, po 20 latach życia w Finlandii i 8 latach życia w Moskwie, szok kulturowy na Zakarpaciu był większy niż w Polsce. Po pierwsze, tam niektórzy Białorusini-antyfaszyści wieszali biało-czerwono-białe flagi. My, „Moskale”, byliśmy oczywiście zszokowani takim „nacjonalizmem”, ale białoruscy anarchiści wyjaśnili nam, dlaczego to normalne: flaga demokratycznej opozycji nie jest flagą podłego patriotyzmu państwowego. Po drugie, niektórzy ukraińscy antifowcy ze Lwowa nosili koszulki UPA, co oczywiście również nas zszokowało. Wyjaśniono nam jednak, że na zachodniej Ukrainie symbolika UPA nie oznacza aprobaty dla masakry Żydów i Polaków, a jedynie symbol oporu wobec totalitaryzmu.
Pojawiły się również nieporozumienia między niemieckimi aktywistami LGBTQ a wschodnią antifą w zakresie słownictwa i sposobu komunikacji. Ryzyko problemów z lokalną prawicą i policją zawsze wisiało w powietrzu, zwłaszcza po tym, jak przyjezdni aktywiści spieprzyli plany organizatorów, aby uniknąć ostrych konfliktów z władzami i przeprowadzili małe akcje bezpośrednie podczas demonstracji.
Rozwiązaniem wszystkich tych konfliktów i problemów wewnętrznych w obozie był Maks. Ze względu na słabość ukraińskiego ruchu, lokalna grupa organizacyjna była niewielka, a największa odpowiedzialność za wszystko spoczywała na nim. Od początku do końca był zestresowany, ciągle palił i potem już nie organizował więcej obozów antygranicznych.
Niemniej jednak wszystkie konflikty zostały mniej więcej rozwiązane, teren był niesamowicie piękny, atmosfera, pomimo wielu konfliktów, była przyjazna. Poznałem ludzi, którzy do dziś są moimi najbliższymi towarzyszami. Ukraińscy aktywiści nie byli w stanie organizować nowych obozów, ale ten był dla mnie osobiście pożytecznym, ważnym i niezapomnianym doświadczeniem. Bardziej szczegółowa relacja z obozu została opublikowana w numerze 29 „Autonomii”.
Od Boba Marleya do wsparcia partyzanta Sinczenki
Ale Maksa poznałem znacznie wcześniej, zimą 2000 roku w Moskwie. Komunikowaliśmy się rzadko i zawsze wyłącznie w interesach, ostatnio na krótko przed wybuchem wojny na Ukrainie, kiedy próbowałem dowiedzieć się, jak mogę pomóc Grigorijowi Sinczence, partyzantowi i sympatykowi anarchistów, który w 2020 roku zaangażował się w sabotaż i próby zamachów na organy ścigania w Doniecku. Maks zbadał sprawę, ale doszedł do wniosku, że pomoc człowiekowi uwięzionemu w „republikach ludowych” jest prawie niemożliwa. Jak na ironię, niecały rok później Maks sam znalazł się w takiej samej sytuacji.
W latach 2000-2002 mieszkałem w Moskwie w komunie z wieloma anarchistami z Rosji, Ukrainy i Białorusi. Maks zostawił tam kilka kaset, które sam nagrał, a mi pozwolono zabrać te najbardziej ulubione, kiedy przeprowadziłem się do akademika PFUR, w tym „Uprising” Boba Marleya. Bob Marley był mi znany już wcześniej, ale dopiero po przesłuchaniu kaset Maksa nabrał dla mnie większego znaczenia.
Maks był wtedy i nadal uważa się za prawosławnego, nie wiem, do którego z wielu kościołów prawosławnych na Ukrainie należy. Pisał na tematy religijne na swoim Facebooku i po walkach pod Kijowem w 2022 roku. Zawsze byłem daleki od jakiejkolwiek religii, ale dzięki ludziom takim jak Maks i Dima Pietrow zdałem sobie sprawę, że nie ma sprzeczności między anarchizmem a osobistymi przekonaniami religijnymi (stosunek anarchizmu do religii instytucjonalnych to oczywiście inna sprawa).
Maksie, dzięki za wszystko — za uratowanie naszych przyjaciół przed krzywdą, za inspirację, za obóz, na którym poznałem ludzi, którzy do dziś są moimi bliskimi przyjaciółmi.