Żaden Ukrainiec nie rozważa możliwości negocjacji z Rosją

Author

Władysławem Starodubcewem Federico Fuentes

Date
November 1, 2022

Poza Ukrainą coraz częściej pojawiają się apele o negocjacje jako środek służący powstrzymaniu dalszych ofiar śmiertelnych. Ci, którzy domagają się negocjacji, często twierdzą, że to Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, NATO lub inne obce mocarstwo wywierają presję na Ukrainę, aby nie negocjowała, ponieważ woleliby, aby wojna nadal osłabiała Rosję. Co na to odpowiedziałbyś?

Powiedziałbym, że w rzeczywistości jest dokładnie na odwrót. Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja – te wszystkie mocarstwa od samego początku były gotowe sprzedać Ukrainę Rosji. Jeszcze przed wojną jasno dawały do zrozumienia, że nie chcą wspierać Ukrainy i postrzegają sprawę ukraińską jako sprawę przegraną. Powszechnie wiadomo, że w dniach poprzedzających wojnę przywódcy tych mocarstw rozmawiali z Zełenskim. Ludzie u władzy, tacy jak Macron czy Scholz, domagali się od Zełenskiego negocjacji z Rosją, dojścia z nią do jakiegoś porozumienia, w którym Ukraina oddałaby coś Putinowi. Powiedzieli mu również, że wywiad amerykański sugeruje, iż Rosja będzie w Kijowie w ciągu dwóch pierwszych dni inwazji, że najlepszym rozwiązaniem dla Zełenskiego jest opuszczenie kraju i przygotowanie się do wojny partyzanckiej, kiedy dokona się już okupacja kraju. Jak widać, nie tak się sprawy potoczyły.

Postawiło to mocarstwa zachodnie w kłopotliwej sytuacji: nie tylko tego się nie spodziewały, ale co więcej w swoich własnych krajach spotkały się z presją ze strony społeczeństw, które słusznie uważały, że Ukrainę należy wesprzeć. To mocarstwa zachodnie były głównymi orędownikami negocjacji, a nie Ukraińcy. Ukraińcy odczuwają bardzo uzasadniony gniew wobec tych mocarstw imperialistycznych, które popychają nas do zawarcia pokoju z okupantami. Dlatego mówię, że sytuacja jest przeciwieństwem tego, co twierdzą ci ludzie: mocarstwa imperialistyczne naciskają na władze Ukrainy, aby sprzedały Rosji swój naród.

Taka polityka ustępstw przyczyniłaby się jedynie do umocnienia istniejącego ładu światowego, który zapewnia panowanie najsilniejszych, a nie stosunki demokratyczne między narodami, i w którym światem rządzą państwa z najpotężniejszymi armiami. Negocjacje pokojowe w Ukrainie zachęciłyby inne państwa do podobnych agresji, do podejmowania podobnych działań ludobójczych, gdyż wiedziałyby, że dzięki nim mogą coś wynegocjować.

Takie insynuacje to strasznie kolonialny sposób mówienia o Ukraińcach, którzy nie chcą być okupowani i nie chcą oddać wrogowi żadnej swojej ziemi. Po brutalnych masakrach w Buczy, w Irpinie żaden Ukrainiec nie rozważa nawet możliwości negocjacji – do tego stopnia, że powiedziałbym, iż teraz wielu ludzi walczy nie tylko o przywrócenie granic sprzed 2014 r., ale także o zniszczenie reżimu rosyjskiego. Takie są powszechne nastroje. Kiedy ludzie słyszą, że ktoś mówi o negocjowaniu pokoju, bardzo to ich wkurza.

Jaki ma to wszystko wpływ na stosunek Ukrainy do NATO?

To ciekawe, ponieważ Ukraińcy teraz jednocześnie naprawdę kochają NATO i naprawdę nienawidzą NATO. Przed wojną NATO powiedziało Putinowi, że Ukraina nigdy nie będzie mogła dołączyć do tego paktu. Po raz kolejny potwierdził to Scholz w udzielonym niedawno wywiadzie – że dokładnie to właśnie sam powiedział Putinowi. Wielu uważa, że oświadczenie to dało Putinowi zielone światło do inwazji – i rzeczywiście tak było, ponieważ w obliczu realnej możliwości wybuchu wojny NATO po prostu poszło na kompromis i starało się uspokoić Putina tak bardzo, jak to tylko było możliwe. Z tego powodu ludzie naprawdę nienawidzą NATO. Uważają, że NATO dba tylko o swoje własne interesy. Jednocześnie wiele osób rozumie, że gdyby Ukraina była w NATO w 2014 r., nic takiego by się nie stało. Wszystko to tworzy bardzo dziwną dyskusję wokół

NATO: niektórzy ludzie idealizują NATO, a jednocześnie nienawidzą NATO.

Nie sądzę jednak, że Ukraińcy będą potrzebowali NATO, jeśli wygramy tę wojnę i upadnie reżim rosyjski. Kwestia NATO nie jest dziś tak ważna jak przed wojną, kiedy ogólną troską Ukraińców, napędzającą ich poparcie dla NATO, było powstrzymanie agresji rosyjskiej. To, czego najbardziej się obawiano, już nastąpiło, więc teraz przystąpienie do NATO nie jest już zbyt istotną kwestią.

Co możesz nam powiedzieć o życiu w okupowanej przez Rosję Ukrainie?

To, z czym mamy do czynienia w okupowanych regionach kraju, to okupacja faszystowska. Oznacza represje, masowe zabójstwa, przetrzymywanie w charakterze zakładników rodzin działaczy politycznych, represje wobec społeczności LGBTQ. Zaprowadza się tam państwo terroru, w którym każdy, kto prowadzi działalność polityczną, jest brutalnie represjonowany. Wiele związków zawodowych zniszczono lub zmuszono do zaakceptowania nowych umów o pracę, które są znacznie gorsze niż umowy ukraińskie, a wszystkie strajki są zakazane. Wielu zwykłych ludzi po prostu zaginęło: wyszli z domu i już nigdy nie wrócili. Wojska rosyjskie dopuszczają się również jawnych grabieży i gwałtów na kobietach. Sytuacja jest tam zgoła tragiczna.

Na terytoriach okupowanych władze rosyjskie forsują radykalną politykę asymilacji. Praktycznie zakazali używania języka ukraińskiego i wszędzie, w tym w szkołach i administracji publicznej narzucili język rosyjski. Od 1 września, kiedy zaczął się rok szkolny, języka ukraińskiego nie naucza się już w żadnej szkole w regionach okupowanych: nie będzie nauki ukraińskiego, nie będzie literatury ukraińskiej, nawet w ramach przedmiotu literatura zagraniczna. Władze rosyjskie zachęcają w Rosji takie osoby, jak nauczyciele i komisarze polityczni, aby przyjeżdżały do regionów okupowanych i obejmowały stanowiska w systemie edukacji i administracji publicznej. Bardzo wyraźnie trwa przymusowa asymilacja, aby z każdego zrobić Rosjanina. Warunki są straszne: to naprawdę faszystowska okupacja.

Jak, zdaniem działaczy Ruchu Społecznego, należy rozwiązać problem Donbasu, biorąc pod uwagę obawy niektórych, że wycofanie wojsk rosyjskich może narazić mieszkańców Donbasu na represje ze strony sił ukraińskich?

Po pierwsze nie sądzę, aby sytuacja mieszkańców Donbasu mogła być gorsza niż obecnie; nie jest to możliwe, ponieważ obecnie mają autorytarne państwo, które całkowicie opiera się na represjach i w którym wszelkie warunki dialogu są zamknięte. W porównaniu ze swoją obecną sytuacją mieszkańcy Donbasu będą mieli się lepiej w przypadku każdego procesu reintegracji.

Po drugie nie sądzę, aby w Ukrainie istniało jakiekolwiek powszechnie żywione uczucie nienawiści do mieszkańców Donbasu. Oczywiście, trzeba będzie postawić przed sądem tych, którzy przyczynili się do stanu terroru w Donbasie i uczestniczyli w wojnie z Ukrainą. Mimo to widzę ze strony rządu ukraińskiego dążenie w pewnych sprawach do kompromisu. Nie wierzę więc, że dojdzie tam do jakiejś fali powszechnych represji.

Reintegracja nie będzie jednak łatwym procesem. Od ośmiu lat ludzie w Donbasie żyją zupełnie innym życiem. Żyją w państwie, w którym dyskusja polityczna i działalność polityczna są całkowicie zabronione. W Donbasie kultura polityczna, w porównaniu z resztą Ukrainy, jest teraz zupełnie inna. Są też ludzie, których zmuszono do ucieczki z Donbasu i którzy opuścili swoje domy, rozstali się ze swoim poprzednim życiem. Następnie mamy tych Ukraińców, którzy pozostali w Donbasie i są traktowani jako ludzie niższej kategorii, podczas gdy Rosjanie są uprzywilejowani. Potrzeba trochę czasu, aby ludzie zrozumieli, jak żyć razem po tylu latach życia w tak bardzo różnych realiach.

Rozwiązania będą również wymagały rozmaite skomplikowane sprawy, takie jak kwestia języka. Pogodzenie tego wszystkiego nie będzie łatwe i zajmie trochę czasu. Nic nie wskazuje jednak na to, by władze chciały represjonować mieszkańców Donbasu i nie sądzę, aby istniały jakiekolwiek problemy, których nie można przezwyciężyć, zwłaszcza jeśli ludziom zapewnia się wsparcie społeczne, a ludność może uczestniczyć w dialogu.

Mimo wojny parlament ukraiński pracuje nad ustawodawstwem, przy czym część ustaw jest postępowa (np. konwencja stambulska o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej), a część reakcyjna (np. niedawno uchwalone ustawy antypracownicze). Jak Ruch Społeczny ocenia rząd Zełenskiego?

Jeszcze przed wojną był to jeden z najpopularniejszych rządów Ukrainy – co nie znaczy nic szczególnego, po prostu chodzi o to, że nie był tak okropny jak poprzednie. Partia Zełenskiego, Sługa Narodu, stała się najbardziej postępową partią w parlamencie w kwestiach społecznych, takich jak prawa LGBTQ, sprzeciw wobec przemocy wobec kobiet itd. Większość takich posunięć politycznych promowała ona jednak z myślą o integracji europejskiej, a nie dlatego, że sama w sobie jest to partia postępowa.

Na froncie gospodarczym partia Zełenskiego jest jednak absolutnie neoliberalna; ma fundamentalistyczną orientację rynkową. Wojna ta dała jej zaś życiową szansę przeforsowania każdego niepopularnego ustawodawstwa, o jakim kiedykolwiek marzyła. Zapewniła jej carte blanche – może robić co chce. Na przykład uchwalono całkowicie neoliberalne ustawodawstwo w celu deregulacji stosunków pracy, co osłabiło układy zbiorowe pracy i pozycję związków zawodowych. Ze względu na swoje fundamentalistyczne poglądy rynkowe partia ta postrzega związki zawodowe i wszelkie formy demokracji ekonomicznej jako szkodliwe dla rozwoju gospodarczego i widzi potrzebę zniszczenia związków. Teraz realizują swoje marzenie.

Uchwalono również reformę podatkową i wywiera się presję na przeprowadzenie kolejnej rundy reformy podatkowej, nazywanej „10-10-10”. Znaczy to, że stawki podatkowe miałyby być na poziomie 10% w przypadku podatku dochodowego od osób fizycznych, 10% od osób prawnych i 10% w przypadku podatku od towarów i usług. W takim systemie podatkowym niemożliwe byłoby publiczne finansowanie czegokolwiek, zwłaszcza w czasie wojny, więc w końcu pozostalibyśmy bez opieki zdrowotnej, bez osłon socjalnych, bez edukacji, bez transportu publicznego, bez przemysłu zbrojeniowego.

Rząd Zełenskiego doprowadził również do uchwalenia ustaw promujących prywatyzacje w czasie wojny. Jest to sprzeczne z tym, co podczas wojny robił prawie każdy rząd, tj. z polityką centralizacji gospodarki i mobilizacji ludzi do wytwarzania tego, czego potrzeba do wygrania wojny. Na przykład podczas II wojny światowej w Wielkiej Brytanii rząd był koalicyjny, z udziałem różnych partii, które współpracowały ze sobą w celu realizacji pewnej wizji społecznej. Dopuszczono nawet Partię Pracy do udziału w rządzeniu i pozwolono robotnikom odgrywać pewną rolę w fabrykach. Wtedy burżuazja rozumiała, że w czasie wojny musi iść na kompromis z robotnikami, ponieważ potrzebuje pokoju społecznego i stabilności społecznej. Dla wysiłku wojennego miało to kluczowe znaczenie. Robotnicy zmobilizowali się więc i produkowali tyle broni, ile tylko mogli. Nasz rząd uważa jednak, że nie trzeba wytwarzać żadnej broni, ponieważ Zachód da nam to wszystko, czego potrzebujemy. Tak więc w czasie wojny jedne fabryki produkujące sprzęt wojskowy zamyka się, inne są niedofinansowane lub prywatyzowane, a pracowników się zwalnia.

Nasz rząd sabotuje wysiłek wojenny: postanowił nie nacjonalizować gospodarki, zamiast tego zniszczył gospodarkę wojenną i postanowił kontynuować swój neoliberalny, oligarchiczny program probiznesowy. Nie przestawia gospodarki ukraińskiej na zaspokajanie potrzeb ludzi czy na produkcję sprzętu wojskowego. Wykorzystuje wojnę do narzucenia swojej libertariańskiej i fundamentalistycznie rynkowej wizji gospodarki. Mocno naciska, aby umocnić przywileje biznesu, wykorzystując fakt, że związki zawodowe i media nie mogą nic zrobić z powodu wojny. Pod tym względem absolutnie sabotuje wysiłek wojenny.

Wyobrażam sobie, że odnosi się to również do wizji Zełenskiego dotyczącej powojennej odbudowy Ukrainy. A może nastąpił jakiś znaczący odwrót?

Tak, to samo dotyczy powojennej odbudowy. Rząd Zełenskiego naciska na jak najbardziej neoliberalną odbudowę. Chce stworzyć rodzaj neoliberalnej gospodarki Dzikiego Zachodu i wyprzedać Zachodowi jak najwięcej Ukrainy. To oczywiście przerażający scenariusz.

Niestety, obecnie nie ma prawdziwej debaty publicznej na temat alternatywnych propozycji odbudowy. My, jako Ruch Społeczny, mocno promujemy naszą wizję odbudowy społecznie postępowej. W Ukrainie wielu ludzi nie rozumie, na czym polega różnica, ale kiedy wyjaśnia im się, w czym rzecz, uświadamiają sobie, że idea społecznie postępowej odbudowy jest słuszna. Wiele jest jednak do zrobienia na tym polu, bo w tej chwili rząd zmonopolizował sprawę. Biorąc pod uwagę to, że uwaga mediów skupia się całkowicie na wojnie, bardzo trudno jest nawet rozpocząć taką debatę.

Jak na ironię, w tej chwili to Zachód mówi rządowi ukraińskiemu, że jest zbyt radykalny w swoich posunięciach gospodarczych – że powinien rozważyć pewne bardziej keynesowskie środki i wdrożyć pewne polityki społeczne. Zachód mówi: „Nawet z punktu widzenia naszych standardów to, co robicie, jest po prostu straszne”. To wielkie wyzwanie i konieczna jest wielka debata. Pracujemy nad tą kwestią, ponieważ jest ona absolutnie kluczowa. Jest to jeden z powodów, dla których w takich kwestiach społecznych, jak prawo pracy, trzeba wywierać presję na rząd ukraiński, ponieważ jeśli tego nie zrobimy, skończy się to bardzo neoliberalną odbudową, skoncentrowaną wyłącznie na zapewnienie dobrobytu najbardziej uprzywilejowanym.

W świetle twoich wypowiedzi o tym, jak niektóre państwa zachodnie postrzegają politykę Zełenskiego, jak Ruch Społeczny ocenia ofertę członkostwa, składaną Ukrainie przez Unię Europejską? Jakie jest stanowisko Ruchu Społecznego w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE?

W Ukrainie większość lewicy popiera integrację europejską. Rozumiemy wszystkie problemy związane z Unią Europejską i jej polityką neoliberalną. W rzeczywistości Ukraina już odczuła negatywne konsekwencje umowy stowarzyszeniowej z UE i umów handlowych, które doprowadziły do zniesienia środków protekcjonistycznych dla ukraińskich przedsiębiorstw i korporacji państwowych oraz doprowadziły do załamania naszego handlu. W tym znaczeniu Ukraina doświadczyła już najgorszych stron Unii Europejskiej; to, czego jeszcze nie doświadczyliśmy, to jej dobrych stron.

Na przykład Unia Europejska ma o wiele silniejsze osłony i prawa pracownicze w porównaniu z tym, co mamy obecnie w Ukrainie. Ma też o wiele bardziej postępową społecznie politykę, z której Ukraińcy skorzystaliby poprzez integrację z Unią Europejską. Nie powiedziałbym więc, że integracja z UE koniecznie zaszkodzi możliwościom reformowania Ukrainy w bardziej postępowym kierunku, ponieważ Unia jest obecnie o wiele bardziej postępowa niż Ukraina: w rzeczywistości członkostwo w UE stanowiłoby zaporę, zapobiegającą prowadzeniu przez naszą klasę panującą pewnych jej najbardziej reakcyjnych polityk.

Co więcej, integrując się z UE, Ukraina – geograficznie największy kraj w Europie – uczestniczyłaby w kształtowaniu polityki Unii. Obecnie wszystkie decyzje zapadają gdzie indziej, bez żadnych konsultacji z nami. Integracja stworzy nową przestrzeń uprawiania polityki, a my, jako lewica, będziemy starali się z niej korzystać. Myślę, że członkostwo Ukrainy może być również bardzo ważne dla przyszłości Unii, ponieważ, aby ułatwić akcesję naszego kraju, będzie ona musiała zmienić swoją politykę. To z kolei stworzy możliwości ponownego wyobrażenia sobie innej Europy i wypracowania społecznie postępowych, a nawet socjalistycznych alternatyw wobec neoliberalnego projektu Unii Europejskiej.

Wiemy np., że członkostwo w UE ma negatywne skutki, takie jak obowiązywanie prawa ochrony konkurencji. Wiemy również, że jeśli Ukraina wygra tę wojnę, będziemy musieli odbudować kraj. Jakakolwiek odbudowa będzie jednak niemożliwa, jeśli będziemy musieli wprowadzić prawo konkurencji, które zabrania inwestycji państwowych w infrastrukturę, produkcję, bezpieczeństwo zatrudnienia. Należy więc już teraz zacząć walkę o integrację europejską na specjalnych warunkach – tak, aby Ukraina mogła przeprowadzić odbudowę społeczną kraju.

Należy jednak powiedzieć bardzo jasno: Unia Europejska nie chce przyjąć Ukrainy. Nieustannie tworzy przed akcesją do Unii nowe bariery, bo absolutnie nie chce wydawać więcej pieniędzy na zintegrowanie nas i poświęcać na to więcej czasu. Nawiązała już z Ukrainą stosunki władzy i chce, aby tak pozostało. Wszystkie uprzywilejowane klasy Europy stawiają opór wobec integracji Ukrainy. Biurokracja europejska będzie sprzeciwiać się jakiejkolwiek integracji Ukrainy – zarówno na specjalnych warunkach, jak i bez nich. Nadal będzie wymyślała nowe, wyszukane bariery i stawiała nowe warunki, aby trzymać Ukrainę z daleka. A jeśli ją przyjmie, będzie dążyć do tego, aby jak najbardziej eksploatować Ukrainę i oferować jej jak najmniej kompromisów. Już robi to mówiąc, że możemy dołączyć tylko pod tym czy innym warunkiem. Można jednak wskazać na przykład Danii, która przystąpiła do Unii Europejskiej na wielu specjalnych warunkach. Takie warunki należy przyznać Ukrainie na okres odbudowy, aby po wojnie mogła zbudować państwo socjalne.

Ruch Społeczny powstał po to, aby w interesie ludzi pracy stworzyć alternatywę wobec polityki oligarchicznej. W jaki sposób wojna – i mobilizacja setek tysięcy Ukraińców, aby stawić czoło zagrożeniu rosyjskiemu – wpłynęła na istniejące wcześniej w Ukrainie warunki polityczne? Jakie możliwości, jeśli w ogóle jakieś, stwarza to dla działalności Ruchu Społecznego?

Wojna radykalnie zmieniła politykę ukraińską. Jest taka myśl Franza Fanona o tym, jak sytuacje wojenne i rewolucyjne tworzą wśród ludzi poczucie, że mogą rządzić się sami, ponieważ znajdują się w sytuacji konieczności zbiorowego zorganizowania się do walki z ciemięzcą. To właśnie widzimy w Ukrainie: ludzie organizują się jako ochotnicy w wojsku, w fabrykach, wszędzie, co stworzyło w łonie społeczeństwa silne poczucie solidarności i współpracy. Ludzie znaleźli nowe sposoby współpracy, nowe sposoby organizowania się i czują się o wiele bardziej uwłasnowolnieni. Rozumieją, że to oni są na pierwszej linii wysiłku wojennego, a nie klasa panująca i że bez nich nie byłoby nic. To zrewolucjonizowało politykę ukraińską i myślę, że po wojnie przełoży się na większą aktywność społeczną, ponieważ poczucie to nie zniknie tylko dlatego, że skończy się wojna.

Innym efektem wojny jest upadek baz społecznych ukraińskich partii politycznych. Przed wojną mieliśmy głównie partie prorosyjskie i proeuropejskie. Teraz nie ma takiego podziału. Partie będą musiały zająć się innymi sprawami, znaleźć nowe sposoby pozyskanie wyborców i zapewnić poparcie wyborcze swoim przedstawicielom. Dojdzie więc do wielu nowych debat; ludzie nie będą mówić o starym podziale na partie i środowiska proeuropejskie i prorosyjskie.

Powiedziałbym również, że wraz z wojną o wiele więcej osób nastawiło się sceptycznie do Zachodu i neoliberalizmu. Ogólnie rzecz biorąc, przed wojną wielu mówiło: „Zachód jest tak wspaniały, że musimy być jak Zachód” i popierało politykę prowadzoną w Niemczech czy w Stanach Zjednoczonych. Teraz, zwłaszcza w obliczu tego całego zachodniego dążenia do kompromisów z Rosją i widząc, że Europa tak naprawdę nie pomaga Ukrainie, ludzie tracą wiarę w świat europejski. Widzą tam teraz zdrajców, którzy nie pomagają nam wygrać naszej sprawiedliwej wojny narodowowyzwoleńczej. Mówią: „Dlaczego mielibyśmy iść w ich ślady? Nie chcemy być tacy jak oni”.

W wyniku wojny również lewica stała się silniejsza i jest bardziej niż poprzednio akceptowana. Kiedy w 2014 r. wybuchła rewolucja na Majdanie i zaczęła się wojna w Donbasie, lewicę postrzegano powszechnie jako zdrajców, ponieważ było wtedy, niestety, wielu stalinowskich, prorosyjskich lewicowców i nie było żadnej silnej lewicy antyimperialistycznej: lewicę postrzegano jako ludzi, którzy popierają imperializm rosyjski lub chcą iść z nim na kompromisy. Teraz, kiedy Ruch Społeczny, jak również inne organizacje lewicowe – anarchiści, socjaliści, socjaldemokraci – uczestniczą w wysiłku wojennym, argument ten upadł i ludzie mówią: „W porządku, lewica jest po stronie Ukraińców, wspiera nas i zajmuje się naszymi problemami. Jest razem z ludźmi, a nie przeciwko nim”. Stworzyło to bardzo dobre warunki do budowy poparcia dla polityki lewicowej i do rozwoju lewicowego podmiotu politycznego. Jeszcze go nie ma z winy lewicy, która w 2014 r. nie poparła ludzi skupionych wokół Majdanu i ich wysiłków wojennych. Teraz wszystko się zmieniło i nawet ludzie o nacjonalistycznych poglądach stali się o wiele bardziej otwarci na lewicę.

Dla lewicowców zachodnich poparcie Ukrainy często jest kłopotliwe, ponieważ ich własne rządy deklarują takie poparcie. Jakie postulaty lewicowcy w zachodnich krajach imperialistycznych mogą wysuwać w sprawie Ukrainy pod adresem swoich rządów? Jaką praktyczną solidarność mogą oferować narodowi ukraińskiemu?

Po pierwsze, lewica zachodnia powinna nadal wywierać nacisk na swoje rządy, aby wspierały Ukrainę, ponieważ w interesie tych rządów jest sprzedanie Ukrainy. One nie chcą żadnego z tych problemów, jakie stwarza inwazja Putina na Ukrainę; chcą nadal robić swoje dotychczasowe interesy z Putinem. Chcą rosyjskiego gazu, chcą nowych kontraktów, nowych umów handlowych, chcą uspokoić swoich kapitalistów. Z tego powodu chcą wycofać się z deklarowanego poparcia dla Ukrainy. Lewica powinna mobilizować się na ulicach, aby wywierać na nie presję – domagać się od nich, aby nadal wspierały Ukrainę. Lewica to powinni być ci, którzy mówią: „Jeśli nie pomożecie Ukrainie, to będziemy się wam sprzeciwiać i będziemy tymi, którzy staną w obronie Ukrainy, aby domagać się dla niej większego wsparcia”. My, jako lewica, musimy walczyć o bardziej demokratyczny świat, a nie świat kształtowany przez inwazje wojenne i narzucanie swojej woli przez tych, którzy są silniejsi od innych.

Lewica powinna również kontynuować walkę o to, aby przyjmowano wszystkich uchodźców. Może wykorzystać w tym celu wyjątek, jaki stworzyła sytuacja Ukrainy, aby powiedzieć: „Tak, mamy taką sytuację w Ukrainie, mamy podobne sytuacje na całym świecie: czym Ukraina różni się od Syrii? Czym różni się od Palestyny? Od jakiegokolwiek innego kraju, który przeżywa konflikt, wojnę, represje, okupację? Dlaczego Ukraina miałaby stanowić wyjątek?” To, jak traktuje się uchodźców ukraińskich, powinno stać się podstawą argumentacji na rzecz postulatu wspierania wszystkich uchodźców. Konflikt w Ukrainie odsłonił rasizm większości rządów zachodnich i należy to ujawniać.

Następnie pojawia się kwestia sankcji. Jeśli na Rosję nie zostaną nałożone silniejsze sankcje, to będzie o wiele więcej ofiar śmiertelnych, o wiele więcej uchodźców, znacznie więcej zapaści społecznej, znacznie więcej głodu. Należy nałożyć sankcje na Rosję, aby nie było jej stać na wypłacenie żołdu czy na produkcję większej ilości sprzętu wojskowego. Jeśli Rosja nie będzie w stanie tego czynić, wojna się skończy. Musimy więc nadal naciskać na sankcje.

Lewica powinna również prowadzić kampanię przeciwko neoliberalnym działaniom naszego rządu, np. przeciwko reformom antypracowniczym, ponieważ lewica musi walczyć nie tylko z imperializmem, ale także z jego wizją powojennej przyszłości, i to nie tylko dla Ukrainy. Jeśli Ukraina wygra – mam nadzieję, że tak się stanie – a szczególnie jeśli upadnie reżim rosyjski, doprowadzi to do przeobrażeń istniejącego ładu światowego. Pomyślcie o tym: będziemy musieli odbudować nasz kraj, a żeby to zrobić, będziemy musieli zreformować Unię Europejską. Co więcej, będziemy musieli coś zrobić z Rosją. Potrzebna będzie dyskusja na temat tego, jak powinna wyglądać każda nowa architektura gospodarki i bezpieczeństwa oraz jak Unia powinna radzić sobie z podobnymi problemami w przyszłości, a także z takimi problemami, jak zadłużenie.

Wszystko to stworzy możliwości forsowania społecznie postępowej wizji tego nowego porządku świata. A to musi się zacząć w Ukrainie i już teraz należy mówić o tych wszystkich problemach – o długu, odbudowie itp. – ponieważ oczy świata są obecnie zwrócone na Ukrainę. Jeśli Ukrainę odbuduje się po liniach neoliberalnych, to klasy panujące wykorzystają ten model do propagowania podobnej polityki w swoich własnych krajach. Jeśli jednak Ukrainę odbuduje się po liniach społecznych, będzie to precedens. To bardzo ważna walka.

Jest też kwestia międzynarodowych struktur politycznych, takich jak Organizacja Narodów Zjednoczonych. Fakt, że doszło do tej wojny, świadczy, że coś jest nie tak z istniejącymi strukturami. Lewica powinna zastanowić się, jak mógłby wyglądać demokratyczny porządek świata. Nie taki, jak ten, który proponuje Noam Chomsky, polegający na kompromisach, zawieranych między imperialistami kosztem mniejszych narodów, ale taki, w którym różnica między głównymi mocarstwami a mniejszym państwem bardzo by się zmniejszyła, w którym takie kraje jak Ukraina, kraje bałtyckie, Tajwan miałyby głos i demokratyczne możliwości ochrony przed dyktatem mocarstw imperialistycznych. Już teraz należy wszcząć taką dyskusję.

Wreszcie każdy lewicowiec może tu przyjechać i zapewnić nam bezpośrednie wsparcie i pomoc. Ukraina jest bardzo biednym krajem; jej armia jest bardzo słabo zorganizowana i słabo rozwinięta, więc każda pomoc jest bardzo cenna. Są dobre przykłady konwojów związkowych, które zorganizowały pewne środowiska zachodniej lewicy, aby zapewnić solidarność i pomoc pracownikom walczącym na pierwszej linii frontu. Wspieranie robotników ukraińskich w tej walce jest bardzo lewicowe i na Zachodzie należy robić to szarszą skalę. Być może najbardziej radykalnym sposobem wspierania Ukrainy jest przyjazd tutaj, aby walczyć. Wiele osób mówi o batalionie Azow, ale gdyby istniał choćby jeden batalion złożony z międzynarodowych ochotników lewicowych, nikt nie mówiłby o Azowie; zamiast tego wszyscy mówiliby o nim i o tym, jak lewica wspiera Ukrainę.

Niestety, niewiele z tego wszystkiego się stało z powodu rasizmu i niesprawiedliwego nastawienia wielu ludzi na lewicy do Ukraińców, których uważają za nazistów lub „marionetki NATO”. Lewica powinna okazać poparcie dla Ukrainy, gdyż w przeciwnym razie sprzyja tylko swoją postawą szerzeniu się poglądu, że występuje przeciwko Ukrainie i że tylko prawicowcy jej pomagają, co jest absolutnym nonsensem. Niestety, na Zachodzie ta lewica, która ciągle mówi o Azowie i nie udziela Ukrainie żadnego wsparcia, pomaga tylko promowaniu takiej idei.

W ogóle lewica powinna przemyśleć na nowo swoją solidarność, tak, aby solidaryzować się praktycznie, zamiast rozprawiać o innych, a taka jest niestety na lewicy ogólna tendencja. W Ukrainie sytuacja ta jest dla nas dużym wyzwaniem – chcemy zobaczyć, jak lewica może na nowo wyobrazić samą siebie i robić to, co powinna robić lewica: walczyć o emancypację ludzi i budować międzynarodową solidarność. Ta wojna stworzyła jednak również wiele możliwości dla lewicy, w Ukrainie i na arenie międzynarodowej. Na przykład rozmawiamy ze sobą, nawet na odległość kilku tysięcy kilometrów. Gdyby nie ta wojna, nigdy by do tego nie doszło. To wszystko pomaga tworzyć nowe więzi i stwarza nowe możliwości rozwoju solidarności międzynarodowej nowego typu. Możliwości te należy rozwijać i mam nadzieję, że tak się stanie.

Historyk, działacz społeczny i polityczny, honorowy członek polskiej partii Razem. Wywiad ukazał się w Links – International Journal of Socialist Renewal.

Dodatek do nowego numeru Le Monde Diplomatique - edycja polska "Ukraina walczy" w całości dostępny online/ A supplement to the new issue of Le Monde Diplomatique - edycja polska "Ukraine struggles", available online (in Polish).